kk

niedziela, 3 lipca 2016

Żeby być fit, czasami trzeba tylko pomyśleć...

Ciężko być fit, gdy wychodzi się z domu przed 8, a wraca grubo po 21. Treningi poranne nie wchodzą w grę, bo niestety nie dysponuję zbyt dużą ilością czasu wolnego, by poćwiczyć, a potem przygotować się do pracy. 

Do niedawna moje życie wyglądało mniej więcej tak: poranny prysznic, szybkie ogarnięcie się, bus, szybki spacer do pracy, kilka godzin przed komputerem, szybki spacer z pracy, obiadokolacja, chwilka zabawy z synkiem i łóżko. Ciężko było wygospodarować pół godziny na ćwiczenia. Tak, jak wspominałam, poranek odpadał, nie mogłabym w stresie trenować, a wieczór zarezerwowany jest dla Synka (poranki często też).

Chyba nie muszę wspominać, jak moje ciało zareagowało na taki tryb życia - śniadanie często w biegu, praktycznie brak czasu na porządny obiad, zero treningów i objadanie się na noc. Urosło mi się tu i ówdzie. Ciężko z tym walczyć, gdy nie ma się siły i czasu na treningi. Na szczęście postanowiłam iść po rozum do głowy i po przeanalizowaniu swojego dnia wymyśliłam sposób, jak potrenować w ciągu dnia.

Jedną z rzeczy, którą nauczyła mnie moja praca to łączenie dwóch rzeczy jednocześnie. Maksymalne wykorzystanie czasu "wolnego" i wydłużaniem doby.

Już kiedyś próbowałam wpleść aktywność fizyczną w swoje życie - dojeżdżałam do i z pracy na rolkach. Super opcja, ale często zdradliwa. Niestety wystarczyła porządna ulewa, by pokrzyżować moje plany i zamiast fajnego treningu miałam dodatkowe obciążenie podczas spaceru na dworzec.