kk

czwartek, 16 kwietnia 2015

4.Bieg Walentynkowy w Dąbrowie Górniczej = bieg z miłości do... Masaja? biegania? zabawy?

Uwielbiam Dąbrowę Górniczą. Za piękne tereny, fajnych ludzi, a przede wszystkim za promowanie aktywnego spędzania czasu wolnego. Z miłą chęcią biorę udział w imprezach biegowych organizowanych w mieście czterech Pogorii. O ile mnie pamięć nie myli, moim pierwszym biegiem w DG był bieg walentynkowy. I właśnie dzisiaj chciałam się bliżej skupić na tym biegu (tyle, że rok później ;)).

Ideą biegu walentynkowego, jak łatwo się domyślić, jest promowanie miłości - do biegania, przyrody, do siebie nawzajem. Na imprezie można było spotkać mnóstwo serduszek i zakochanych par. Nie wiem, jak mi się to udało, ale w tym roku także miałam ze sobą swoją Walentynkę, czyt. Męża. Nasz udział w tym biegu stał pod dużym znakiem zapytania - byłam świeżo po antybiotyku i ostrej anginie, a i Mąż czuł się źle. No, ale ja, jak to ja, nie mogłam odpuścić sobie takiej okazji, wszak miałam po raz pierwszy pobiec ze swoim Walentym :)) 
Pogoda nie nastrajała nas jakoś wyjątkowo pozytywnie - zaspy po pas, silny wiatr i intensywne opady śniegu. W połowie drogi do DG złapała nas taka zamieć, że poruszanie się z prędkością szybszą niż 5km/h graniczyło z cudem :) Na szczęście koniec końców bezpiecznie udało nam się dotrzeć na miejsce.


Jak już wspominałam, tematem przewodnim biegu były Walentynki. Wyjątkowe Walentynki, bo przebierane :) Razem z Mężem nie musieliśmy długo myśleć nad naszym przebraniem - baaa, od dawien dawna mieliśmy w głowie nasze stroje, które przewrotnie nazwaliśmy "masajską miłością". Ja byłam lwem, a A. Masajem :)


Biegło nam się wyjątkowo ciężko - po pierwsze przez śnieg, po drugie przez przywiązanie wstążką, po trzecie przez ogólne niedogranie kroku. 


Co prawda, mój Masaj próbował ratować sytuację i nie raz ciągnął mnie za rękę, ale mój organizm osłabiony chorobą stawiał duże opory. Zdradzę Wam, że zdarzyło się, że poleciały siarczyste słowa w stronę Męża - a to że burzy mi rytm, że to ostatni nasz wspólny bieg, że to, że tamto itp.,itd. 



Teraz z perspektywy czasu widzę, jak beznadziejne było moje podejście do biegania. Nie czerpałam z niego żadnej radości, liczyły się minuty, życiówki, podia, medale... Nie umiałam z tego wziąć nic dla siebie. Owszem, ludzie nakręcali mnie pozytywnie, ale w każdym z nich widziałam potencjalnego rywala. A przecież nie na tym to powinno polegać. I właśnie ten bieg... pokazał mi, że trzeba się cieszyć z samego uczestnictwa w fajnej sportowej imprezie - z kibiców grających na bębnach, z dopingujących okrzyków przejeżdżających kierowców, z widoku kolorowych biegaczy, z ich uśmiechów i pozytywnego nastawienia.


Dlaczego o tym piszę? Czuję, że właśnie to ciśnienie, ta chęć pobijania swoich życiówek sprawiła, że odechciało mi się biegać. Odechciało mi się ćwiczyć, szukać fajnych sportowych imprez i uczestniczenia w nich. Nie chcę nawet wspominać, ile fajnych eventów ominęło mnie przez moje wypalenie. Obserwując inne strony, czytając wpisy, widzę, że wiele biegaczy - amatorów też się w tym zatraca, pomału traci zapał i zaczyna odchodzić od masowych biegów. 

Moja rada dla Was wszystkich - wyluzujcie się, biegajcie, bawcie się i cieszcie się każdą sekundą biegu :) Ja właśnie taki mam zamiar w sobotę :))))


PS. dla zainteresowanych - zostaliśmy wyróżnieni przez organizatorów za nasze przebranie i koniec końców stanęliśmy na pudle (wśród innych super śmiechowych przebierańców)



Pozdrawiam,
J.

3 komentarze:

  1. Świetne przebranie, tylko czy Masajowi nie było zimno?
    Pozdrawiam,
    http://fit-healthylife.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawa akcja, zwłaszcza, że poza samą intencją doszły jeszcze te przebrania. Pogoda jak widać była dość surowa :)
    No ale co najważniejsze to lekcja została wyciagnięta. Im bardziej chcemy wygrać tym gorzej nam idzie. Im szybciej zapominamy o wygranej tym lepiej się bawimy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialne przebrania i świetne wydarzenie :)

    OdpowiedzUsuń