kk

sobota, 12 stycznia 2013

Zimowy jogging = zakwasy rąk {?}

Po wczorajszym dniu stwierdzam, że na nic ćwiczenia z Jillian, na nic ćwiczenia z Ewą Chodakowską. Najlepszym treningiem na zimę jest saneczkowe szaleństwo :) A przede wszystkim bieganie z obciążeniem w postaci prawie 13kilowej Czekoladki {ekhm... nie wypożyczam ;)}. Nie wiem jak u Was, ale u mnie w okolicy nasypało tyyyyle śniegu, że aż miło patrzeć. Sprzyjające warunki wykorzystuję na śnieżnym szaleństwie z Synkiem. Wygląda to mniej więcej tak:


Czekoladka siedzi w swoim saneczkowym powozie, a Mama biegnie ile sił w nogach. Zaprawdę powiadam Wam, satysfakcja gwarantowana. Po wczorajszym kilkudziesięciometrowym biegu mam takie zakwasy, że szok. O dziwo największe mam na... rękach ;) No cóż - ciągnięcie takiego słodkiego ciężaru to nie lada wysiłek. Polecam! :)

Trening z Jill po takich szaleństwach już nie był taki prosty, ale dałam radę :)

J.

6 komentarzy:

  1. Podziwiam :) Ja też dzisiaj wyszłam pobiegać (ale bez obciążenia :p) i mimo tego, że zaliczyłam parę poślizgów, pośladki mam całe :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja bym mogła wykorzystać brata, ale on się boi sanek xD Ale może wykrzeszę z siebie jakiś talent pedagogiczny i go przekonam do sanek :D Bicki będą mi wdzięczne :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Super, to najlepsze co możesz robić Mamo, aktywnie spacerować z Dzidziusiem :)
    Też bym tak chciała, tylko, że nie mam sanek :x

    OdpowiedzUsuń
  4. Tupię nogą ze zniecierpliwienia, aby mój młody wyzdrowiał, mam nadzieję, że śnieg nie zdąży stopnieć;)

    OdpowiedzUsuń
  5. No po takim treningu zakwasy muszą być :D

    OdpowiedzUsuń