kk

piątek, 5 października 2012

Problem no. 2.

Wczoraj było o zapychaniu się, a dziś będzie o słooooodyczach i fast foodach. Ok. Może o tym drugim troszkę mniej, bo jednak odkąd karmię piersią raczej nie miłuję się w Mc, czy KFC, ale czasami jakieś domowe fryteczki niestety wpadną.

Kocham jeść. Niekoniecznie zdrowo. Lubię osłodzić sobie życie jakimś łakociem. Z reguły jest to stosik piszingerów lub innych ciasteczek. Czasami jest to przesłodkie mleko słodzone. Tak, tak. Uwielbiam je. Na znak mojej walki ze złymi nawykami, niech będzie wiadomość, że od 3 dni w mojej lodówce leży mleko w tubce, a ja go nie dotykam :))) Jest progress? Jest :) 

Myślę, że ten zły nawyk jest moim największym problemem. Pamiętam, że zaraz po porodzie, gdy całkowicie wyeliminowałam ze swojej diety słodycze i smażone pokarmy, moja waga automatycznie spadła. Obecnie (niestety) jest jej o 5 kilogramów za dużo. Tak, więc jak widać, jest z czym walczyć. Szczerze powiedziawszy, po głowie chodzi mi rozpoczęcie diety SB, którą kiedyś stosowałam (wtedy zalewałabym Was fotkami podobnymi do tego poniżej), ale sama nie wiem czy jestem na nią gotowa...



J.

4 komentarze:

  1. bardzo Ci kibicuję z tym bogiem, podoba mi się jego przesłanie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciężko sie czasami zmusić do rozpoczęcia diety, ale jak już się zacznie to idzie z górki:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bierz udział! nawet nie dla samej nagrody a dla samej siebie!

    OdpowiedzUsuń