kk

wtorek, 26 listopada 2013

Zamienniki sprzętu treningowego - czyli czy mogę ćwiczyć z Lisą, jeśli nie mam profesjonalnego sprzętu?

Ten post musiał się w końcu tutaj pojawić. Na początku myślałam sobie: "Kurczę, wszystko jest na fanpage'u i stronie Lisy, po co mam to powielać?". Jak się jednak okazuje, wciąż dostaję mnóstwo wiadomości z pytaniami, czy można trenować z Lisą, jeśli nie mam żadnego sprzętu? Czym zastąpić konkretne przyrządy?

Odpowiedź jest prosta - pewnie, że TAK. To nie prawda, że nie macie żadnego sprzętu, wystarczy się tylko rozejrzeć dookoła - przyrządy są wszędzie, w zasięgu Waszej ręki i ja, przy pomocy zdjęć z fanpage'u Lisy, pragnę Wam pokazać, czym możecie zastąpić konkretne sprzęty. Z czasem można dokupywać kolejne przyrządy {moje w większości zrobił Tata w pracy :)}, do czego namawiam, bo ten koszt na 100% się zwróci. Osobiście nie wyobrażam sobie na dłuższą metę ćwiczyć z zamiennikami, chyba jestem za wygodna :P

Na początek szybki rzut oka na sprzęt, którego ja używam. Nie są to jednak wszystkie przyrządy używane przez Lisę. Brakuje tutaj stabilizatorów {equalizers}, piłki ugi i mniejszych talerzy. Jak widać i bez tego można sobie poradzić, wystarczy troszkę wyobraźni ;)


A co jeśli w ogóle nie mamy specjalistycznego sprzętu w domu? Oto kilka propozycji zamienników:

SANDBAG
-najprostszym zastępnikiem jest zwykła torba, do której można włożyć praktycznie wszystko - książki, torebki z cukrem, konserwy, butelki z wodą, olej, itp. Może to być także namiot lub skrzynka z narzędziami,


poniedziałek, 25 listopada 2013

8 dni z wyzwaniem Lisy.

Czas leci jak szalony. Jeszcze niedawno pisałam o nowym challenge z Lisą, a już dzisiaj jestem na 8 dniu owego wyzwania. Jak mi idzie? Całkiem dobrze. Jedynym momentem kryzysowym był rest day, który totalnie wybił mnie z rytmu treningowego i żywieniowego. Popłynęłam po całości. Niestety okres przedświąteczny nie wpływa na mnie dobrze - ilość mandarynek, które pochłonęłam może się równać z ilością mandarynek z czasów ciąży :) Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że z reguły jadłam je na wieczór, co wcale nie sprzyjało spalaniu kcal ;) 

A jeśli o mandarynkach mowa. Poniżej prezentacja mojego śniadania - owsianka na mleku 0,5% z mandarynkami. NIE POLECAM takiego połączenia. A fuuu.

wtorek, 19 listopada 2013

Idealna fit MAMA - czyli czy ćwicząca mama unieszczęśliwia swoje dziecko?

Do napisania tego wpisu zainspirowały mnie komentarze pod wpisami na fanpage od dwóch różnych osób. Komentarze, które były skrajnie różne, ale dotyczyły podobnego tematu. Zanim jednak ustosunkuję się do samych wypowiedzi, chciałabym krótko nakreślić, o co w ogóle chodzi.

Swego czasu, na swoim fanpage umieściłam informację, że rozpoczynam trening bez zgody Syna. Oznaczało to mniej więcej tyle, że Czekoladka bawi się w pokoju z Babcią/Dziadkiem, a ja zaszywam się w innym pokoju i po cichu wykonuję swoje cardio. Nie uprzedzając go, nie pytając o zgodę. Po prostu chowam się i ćwiczę. Robię tak z jednego powodu - dla świętego spokoju. Jak to się mówi: Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. Dlatego tak lubię biegać, wtedy wiem, że nikt mi nie przerwie, mam całe 40 minut TYLKO dla siebie.

Pod tym wpisem dostałam komentarz od jednej osoby, która stwierdziła, że to chyba rodzina powinna być najważniejsza {w domyśle, a nie mój czas wolny - ćwiczenia}. Zgadzam się. Rodzina jest ważna, czas spędzany z dzieckiem jest bardzo ważny, ale chyba nikt mi nie powie, że spędzanie z dzieckiem 24h na dobę jest "zdrowe" dla dziecka i dla samej matki. Nie uważam, żeby godzina czasu wolnego dla matki, wyrwana z całego dnia opieki nad dzieckiem była czymś strasznym. Wręcz przeciwnie - jest wskazana, dopóki nie szkodzi dziecku {o tym za moment}. Osobiście ćwiczenia mnie odprężają, wyciszają, są odskocznią od codzienności, jest to MÓJ CZAS. Dodatkowo satysfakcja po wykonanym treningu napełnia mnie pozytywną mocą, tak potrzebną przy małym dziecku. Nie bez powodu istnieje powiedzenie: Szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko. Jest w tym dużo prawdy.

poniedziałek, 18 listopada 2013

Day #1 - 30 dniowe wyzwanie Lisy - moje spostrzeżenia.

Wow. To było coś. Właśnie, jakieś 10 minut temu zakończyłam pierwszy trening z 30 dniowego wyzwania Lisy. Mentalnie przygotowywałam się do niego od wczoraj - razem z Synkiem analizowaliśmy ćwiczenia, jakie wykonuje Lisa, sprzęt potrzebny do ćwiczeń i ogólny poziom trudności. Szczerze? Troszkę byłam przerażona, wydawało mi się, że padnę po pierwszych 10 minutach. A jak było? O tym za sekundę. Wczorajsze przygotowania zostały przedłużone do dnia dzisiejszego, kiedy to rano wygrzebałam cały potrzebny sprzęt {duża część talerzy od sztangi była schowana, bo używałam stałego, 20kg obciążenia, jednak tym razem postanowiłam je obniżyć - wszak powtórzeń ze sztangą jest sporo, a nie chciałam w połowie przerwać ćwiczeń z niemocy lub kontuzji}. Po zgromadzeniu całego potrzebnego sprzętu do dnia pierwszego, oczekiwałam na tę WIELKĄ chwilę, czyli sen Czekoladki. 


Ale dość tego smęcenia. Czas przejść do konkretów. Na początek kilka słów o tym jak się przygotować do pierwszego treningu z Lisą. 

niedziela, 17 listopada 2013

30 dniowe wyzwanie z Lisą-Marie z BodyRockTv.

Z zamiarem podjęcia wyzwania noszę się od jakiegoś czasu. Na treningi z Lisą namawia mnie koleżanka, która po kilku dniach, sama widzi na sobie efekty. Wyzwanie Lisy na pewno dużo by mi pomogło. Nie musiałabym codziennie zastanawiać się, co dzisiaj robić, jaki trening wybrać. A byłoby to duże ułatwienie życia, bo nie raz wieczorem, tuż przed snem, zastanawiam się, co będę ćwiczyć następnego dnia. A tak to problem sam by się rozwiązał.

Co prawda, 30 dniowe wyzwanie Lisy z BodyRockTv już się zakończyło, ale nie oznacza to, że nie można go rozpocząć w innym terminie. Można. Wszystkie filmiki dostępne są na kanale YT, więc bez problemu można podjąć wyzwanie. Powiem Wam, że nawet lepiej je podjąć teraz - Lisa na swoim fp wrzuca mnóstwo inspirujących przemian ludzi po 30 dniach z jej challenge, więc na tej podstawie można wnioskować, że treningi są skuteczne.

czwartek, 14 listopada 2013

Trening mięśni brzucha na drążku.

Trening z użyciem drążka chodził mi po głowie od dłuższego czasu. Bezskutecznie namawiałam mojego brata do zakupu i zainstalowania go w drzwiach łazienki. Na szczęście kilka dni temu, wzięłam sprawę w swoje ręce i przy okazji wyjazdu do Decathlonu, zakupiłam ten oto drążek w Auchanie. Cena nie była zaporowa - 46zł, w porównaniu z Decathlonem {ok. 110zł} to nic :) 
Sama nie wiem, czy "mój drążek" jest godny polecenia - na tę chwilę spełnia wszystkie swoje zadania, czyli nie spada :D Jest to drążek rozporowy do 100kg, który można także zainstalować na stałe. Ja zdecydowałam się na opcję z przywierceniem go do framugi drzwi łazienki {dziękuję Tato :)}. Chyba nikogo nie zaskoczy, że teraz śmigam na nim na zmianę z Bratem :D:D?


Za sobą mam trzy treningi z użyciem drążka. Pierwszy z nich ciężko nazwać prawdziwym treningiem. Niestety za pierwszym podejściem udało mi się zrobić 4 podciągnięcia nóg do klatki piersiowej. Pokazało mi to, że wciąż mam słabe ręce, nad którymi muszę pracować. Na szczęście kolejne treningi okazały się "owocniejsze". Dzisiaj nawet udało mi się zrobić kilka podciągnięć nóg do drążka. Wybaczcie tło zdjęcia, ale tak jak wspominałam, jedyne miejsce, które nadawało się do przymocowania drążka, to moja łazienka :/

sobota, 9 listopada 2013

Tae Bo - musisz tego spróbować.

Jeśli tylko lubisz się nieźle spocić, zmęczyć i ćwiczyć w grupie, to jest to trening dla Ciebie. Ja je uwielbiam. Wspominałam o tym nie raz na swoim fanpage'u, a także i tutaj, na blogu {jeden z treningów stricte na brzuch opisywałam tutaj.}. Billy Blanks stworzył coś niesamowitego, coś co porywa, dodaje energii i dodatkowo spala setki kalorii. 

wtorek, 5 listopada 2013

Cukier czy słodzik? - czyli czym posłodzić herbatę.

Obecnie na rynku wybór jest szerszy niż wspomniane przeze mnie produkty w tytule. Herbatę, kawę, czy też domowe ciasto możemy słodzić nie tylko cukrem, czy słodzikiem, ale także popularną ostatnio stewią, miodem, syropem z agawy lub ksylitolem {cukier brzozowy}.

Sama już dawno temu porzuciłam cukier w czystej postaci. Nie słodzę herbaty, kawy i staram się tego samego nauczyć swojego Synka. Od najwcześniejszych chwil pije naturalne soki, gotowaną wodę źródlaną lub delikatną gorzką herbatę. Gorzej z moim Mężem, rodowitym Tanzańczykiem, który od najmłodszych lat uczony był, że herbata to nie sama woda, ale przede wszystkim cukier. Usilnie pracuję nad zmianą jego nawyków, ale idzie mi to bardzo opornie. Nie przemawia nawet do niego fakt, że cukier w niczym mu nie pomaga, a wręcz negatywnie wpływa na jego organizm. Jego herbata słodzona jest 4 ŁYŻECZKAMI CUKRU. Dacie wiarę? To właśnie tylko ze względu na niego i ewentualnych "słodzących" gości w domu mamy cukier w cukierniczce.

O ile ja sama z cukrem umiem sobie poradzić, o tyle gorzej idzie mi ze słodyczami. Nad tym także pracuję i śmiało mogę powiedzieć, że jest duży progres.


Z wszystkich substytutów cukru stosowałam miód i stewię {m.in. do przygotowania powyższego deseru użyłam stewii zamiast sugerowanego cukru}. Stewia jest o wiele słodsza od cukru, ale ma charakterystyczny gorzki posmak, który nie każdemu może przypasować. Jednak w odróżnieniu od cukru {sacharozy}, stewia nie powoduje zmian w ciśnieniu tętniczym, za to może być pomocna w łagodnym obniżaniu jego wartości u osób cierpiących na nadciśnienie tętnicze. Ponadto stewia nie ma wpływu na poziom glukozy we krwi, stąd też może być stosowana przez diabetyków.

O ile stewię łatwo wprowadziłam do swojego menu, o tyle nigdy nie mogłam się przekonać do słodzików, których głównym składnikiem jest aspartam lub sacharyna. Moją największą obawę stanowił właśnie ten pierwszy składnik, o którym niejednokrotnie słyszałam negatywne opinie. Ale, ale, tutaj nowinka - jeśli wierzyć w nowe doniesienia z poważnych źródeł nie do końca prawdziwe opinie.

sobota, 2 listopada 2013

Inspiracja na dziś: Stephanie Davis - Fitness Model.

Stephanie Davis - 22letnia modelka fitness mieszkająca w Austrii. Swoim ciałem inspiruje i motywuje wiele osób, w tym także i mnie. Niedawno udało mi się natrafić na kilka wywiadów z tą oto panią, dlatego postanowiłam się w nie zagłębić i przybliżyć najważniejsze kwestie nt. jej diety i treningu. Swoją drogą dziękuję Runfashion za umieszczenie jej fotki z podpisem, bo wtedy zdałam sobie sprawę, że ona to ona :D